2015.06.05 (piątek)
Jak oszczędzić kolejne kilkadziesiąt dolarów pomimo załatwiania wszystkiego w ostatniej chwili (dzień - dwa wcześniej)pokazuje przykład wypożyczenia samochodu.
Najpierw ogólne rozeznanie w cenach i możliwościach poprzez porównanie cen w kilku pośredników. Najtańszy okazał się sprawdzony kiedyś w NZ
Rhinocarhire. Niecałe $80 za samochód wielkości Focusa. Do tego trzeba było jeszcze dopłacić za ubezpieczenie - czyli całość jakieś $110. Wszystko fajnie, tylko że samochód do odbioru na lotnisku co w konsekwencji podnosi wydatek o 2x$30 (taxi odbiór/oddanie).
W kurorcie pan z rozbrajającym uśmiechem rzuca cenę niemal 2 razy większą za Hyundai Accent - odpada. Z ciekawości wszedłem na stronę firmy, które ma przedstawicielstwo w kurorcie i dla której tenże pan pracował -
Prestige Car Rentals. Szybki wniosek o wycenę tegoż samego Hyundaia (dziwne, że nie dorobili się wyceny online :( ), telefon aby Pani z firmy lekko pospieszyć i... $127 z pełnym ubezpieczeniem. Już nie pytam jak to możliwe, biorę auto z kurortu, które wydaje ten sam pan od ceny x2, jeszcze tylko skasować rezerwację z Rhino (to nie takie proste zwłaszcza, gdy nie chce się płacić kar) i jestem na 48h posiadaczem niemal rocznego, niewiele jeżdżonego, białego koreańczyka.
Na pierwszy dzień zupełnie spontanicznie wybraliśmy stolicę Dominikany - Santo Domingo. Miasto założone 4 sierpnia 1496 roku z wartą zwiedzenia, wpisaną na listę światowego dziedzictwa UNESCO dzielnicą kolonialną.
Drogi na Dominikanie dość dobre, równe, nieźle oznakowane, ogólnie puste aczkolwiek im bliżej Santo Domingo tym tłok jednak gęstniał. Trzeba uważać tylko na pobocza gęsto usłane gumą od rozwalonych opon aby po najechaniu na jakiś większy kawałek nie przeciąć opony w swoim samochodzie.
Ulice miasta dość wąskie, sporo jednokierunkowych aczkolwiek nie było większych problemów z poruszaniem się po mieście. Trzeba tylko uważać na motocyklistów oraz na ogólną niechęć do używania kierunkowskazów.
Z miejscem do parkowania nie było większych problemów. Pewien policjant nas bardzo ładnie ustawił za "opłatę parkingową" w wysokości 100 DOP (ok 2,2 USD). Do tego mieliśmy prywatnego dozorcę naszego białego koreańczyka też za jakąś podobną cenę. Cóż - takie tu miewają obyczaje.
Samochód zaparkowaliśmy nieopodal Plaza de Espana - najbardziej reprezentacyjnego miejsca w Santo Domingo.
Sporo restauracji kusiło, aby usiąść na chwilkę i napić się dobrej kawy - skusiliśmy się i my. I w sumie wszystko odbywało się zwyczajnie do czasu, gdy kelnerzy nie zaczęli iść w moim kierunku z czymś co wyglądało na ciasto urodzinowe. Nawet zażartowałem, że mam i ja urodziny i mogą mi go zostawić. No i ... zostawili przy okazji śpiewając po hiszpańsku ichniejsze "Sto lat" - bardzo miły gest moich Dziewczyn. Super sprawa. Nie ważne gdzie się jest ale z kim. Raz jeszcze pięknie dziękuję :)
Pokrzepieni solidną porcją brownie ale też i lodów (jako urodzinowy gratis od restauracji) ruszyliśmy zwiedzać stolicę.
 |
Alcazar de Colón |
 |
Dominikańczycy bardzo przyjaźni, uśmiechnięci |
 |
Kable chaotycznie sobie zwisają - obrazek wypisz wymaluj z Meksyku |
 |
Catedral Basilica Menor de Santa Maria |
 |
Parque Colon (Park Kolumba) |
Powyżej Park Kolumba - gwarny i tętniący życiem skwer pełen tubylców, turystów, rodzin z dziećmi, młodych par, sprzedawców słodyczy i pamiątek.
Okolice Parku Kolumba to także mała fabryka ręcznie skręcanych cygar. Pozwoliliśmy sobie na jej zwiedzenie a nawet Paula miała okazję skręcić jedno cygaro (dostałem je później jako prezent urodzinowy).
Po kilkunastominutowej zabawie wracamy do dalszego zwiedzania miasta.
 |
Paseo El Conde - reprezentacyjny deptak Santo Domingo |
 |
Wielokrotnie można było zauważyć mężczyzn grających czy to w szachy czy w domino |
 |
Niczym w Krakowie na Pijarskiej |
 |
W każdej chwili z takich obwoźnych straganów można było kupić czy to banany czy kokosy czy inne owoce |
 |
To białe na plaży to niestety śmieci |
 |
Obelisco Macho |
 |
Transport miejski to oprócz jednej linii metra przede wszystkim tego typu pojazdy |
 |
Akurat trafiliśmy na opuszczenie flagi państwowej - żołnierze z wielkim pietyzmem ja w tym momencie zwijają |
 |
Chętnych pozowania do zdjęć nie brakowało. |
 |
Wracając wieczorem już w stronę samochodu w jednej z bocznych uliczek natknąłem się na tą trójkę ludzi - pan w czerwonej koszulce uczył dziewczynę salsy "na raz" |
Droga do kurortu była trochę większym wyzwaniem niż dotarcie do Santo Domingo. Wiązało się ono z niechęcią do używania przez tutejszych kierowców świateł co było dla mnie pewnym problemem jeśli weźmie się pod uwagę iż wracaliśmy nocą. O ile jeszcze samochody są jako tako widoczne to już motory bardzo minimalnie. Cóż - taki urok miejsca.
Gdy opuściliśmy granicę miasta sytuacja z światłami zmieniła się o 180 stopni. Kierowcy jeździli niemal wszyscy na długich. :) Podróż powrotna do łatwych nie należała ale w sumie groźnie też nie było - raczej ciekawie i momentami zabawnie.