Fiji (5/7) - Veti Levu

2014.03.27 (czwartek)

Na ostatnie dwie noce wracam do Nadi. Znów nocleg w hotelu Aquarius Fiji. Tym razem dotrzeć do niego postanowiłem na własną rękę środkami tutejszej komunikacji. Co prawda pod sam hotel autobus nie dojeżdżał, ale tubylcy stanęli na wysokości zadania i mnie podrzucili na hotelowe podwórko.
Wtorkowe popołudnie upłynęło pod znakiem słodkiego nicnierobienia, natomiast w środę od rana w planach była całodniowa wycieczka samochodowa. Trochę przedłużył się sam odbiór samochodu z wypożyczalni, bo była konieczność jego wymiany na sprawny ale to nie pokrzyżowało planów.

Dookoła największej wyspy Fiji - Viti Levu ciągnie się malownicza droga. Jej południowy odcinek pomiędzy leżącymi niemal po przeciwnych stronach wyspy miastami Nadi i Suva (stolica) nosi nazwę Queens Road, północna część to Kings Road. Całą pętla ma długość ok 450km z czego 20-30km jest nadal nieutwardzona. Ruch na drodze niezbyt duży, idealne miejsce do pierwszej przejażdżki samochodem z kierownicą po prawej stronie.

W pierwszej kolejności odwiedziłem Garden of The Sleeping Giant. Do niedawna
ogród był prywatną własnością pewnego amerykańskiego aktora o nazwisku Burr. Na ekspozycję składa się ok 2000  rodzajów orchidei oraz innych kwiatów. Pomimo, że okres gdy większość roślin kwitnie to okolice czerwca to i tak było warto nadłożyć drogi i tutaj zawitać.












Drugim punktem wyprawy był Kula Eco Park - prywatny rezerwat przyrody, gdzie próbuje się odrodzić niektóre rzadkie gatunki płazów/gadów.

Który to samiec a która samica? Ten ładniejszy to samiec, samice potrzebuje makijażu aby podkreślić podkreślić piękno ;)













I jeszcze kilka zdjęć "z drogi"

Wszędzie jest intensywnie zielono 








Moja pierwsza przygoda z Fiji dobiegła końca. Samochód oddany bez żadnych dodatkowych zadrapań. Czas przenieść się do Nowej Zelandii. Airbus A320 linii Air NewZealand już po mnie leci.

Tak zapamiętam Fiji
Paskuda, Majka - dzięki za inspiracje :)

Fiji (4/7) - nurkowanie

2014.03.25 (wtorek)

Kolejne dni przeznaczyłem na całkowity relaks i odpoczynek. Dotarcie do Crusoe's Retreat, gdzie zaplanowałem się zatrzymać oczywiście nie obyło się bez przygód, jakoś sobie i tym razem poradziłem a mina managera oraz obsługi kurortu widzących mnie zeskakującego z przyczepy ciężarówki budowlanej - bezcenna :)

W planach miałem dwie rzeczy: nurkowanie (miałem ich 4 w tym 2 z rekinami) oraz masaże. Po za tym w ośrodu dostępnę są: kort trawiasty do tenisa, boisko do siatkówki plażowej, stół do pingponga. Oczywiście kajaki i snoorkeling to standard jak wszędzie na Fiji.
Każdego dni zrówno przed południem jak i wieczorem organizowane są różne dodatkowe zajęcia np. mecz siatkówki plażowej, smakowanie różnych rodzajów kokosa, lekcja historii, gra w bingo, wyjście na niedzielne modły do kościoła do pobliskiej wioski, lekcja botaniki, konkurs rzucania jajkami itp. Dla chętnych kurort organizuje również płatne wycieczki do Suvy czy też w inne miejsca.

Ogólnie jest to miejsce bardzo przyjemne i przyjazne do spokojnego relaksu. Gdyby się ktoś wybierał w ten strony - polecam. Przed zrobieniem rezerwacji warto zapytać też o jakieś zniżki - tym sposobem mój rachunek za domek był ok 40% niższy niż wynikałoby to z cennika.

Polacy są wszędzie. Ostatniego dnia przy śniadaniu usłyszałem znajomo brzmiącą mowę. Okazało się, że dwoje Polaków postanowiło zaglądnąć tutaj na śniadanie. Miło było zamienić kilka słów. Pozdrowienia dla Ani i Piotra z Wrocławia :)

Trochę nietypowy sposób transportu gości ;)
Widok z balkonu mojego lekko schowanego domku
A tym cieszyły się moje oczy przy śniadaniu (charakterystyczny basen w kształcie stopy)




Gość na plaży 
Kościół w pobliskiej wsi, w którym odbywały się niedzielne modlitwy (nie wiem jaka religia, piękne śpiewy)



Część, na którą niektórzy szczególnie ostrzą sobie zęby - nurkowanie. W planach miałem 4 zejścia: dwa standardowe i dwa z "rekinami". Tutejsza rafa jest bardzo bogata, miałem wrażenie, że mój instruktor ma tego świadomość i wychodzi z założenia, że cokolwiek mi pokażę będę zachwycony. No, trochę źle trafił, bo po doświadczeniach z Nowej Kaledonii nie jest łatwo mnie zadowolić.











Rekiny wbrew powszechnej opinii nie są bardzo groźne. Tak było i tym razem. Specjalnie przygotowano pokrojone tuńczyki, którymi następnie dwóch instruktorów karmiło rekiny. Od początku tego show nie zanotowano wypadku aczkolwiek mimo wszystko część obsługa wyposażona jest w specjalne pręty.

Nasza ochrona
Widownia
W żółtym pojemniku jest jedzenie
"Gwiazdy" nadciągają








Na koniec fotka glonojadów