Fiji (2/7) - Nadi

2014.03.21 (piątek)

Dolot do Fiji nie jest prostą sprawą. Jest bardzo daleko, do tego mało kto tam lata. Warianty są dwa: lot przez Azję i albo z Seulu KoreanAir albo z Hongkongu AirPacific, lub dolot do Australii/Nowej Zelandii i stamtąd już do wyboru czy się komu podoba.
Ja wybrałem kombinację CSA/Korean Air ze względu na komfort podróży oraz przystępną cenę.
Pierwszy odcinek, Warszawa - Praga minął bez historii. Nie jestem fanem samego procesu latania, nudzi mnie to ogromnie, dlatego głośny i ciasny ATR nie wyzwolił wielkiego uśmiechu na twarzy. 
Na plus należy wspomnieć o darmowym wi-fi na Okęciu oraz w Pradze, dzięki czemu czas przed lotem spędziłem na rozmowach ze znajomymi, bądź grzebaniu na necie.

Kolejny lot Praga - Seul już na pokładzie maszyny innego kalibru - Airbusa A330-300 mieszczącego w konfiguracji KoreanAir 276 foteli w tym 6 w klasie pierwszej oraz 18 w biznes. Spełniły się w pełni moje wyobrażenia o komforcie latania tymi liniami. Sporo miejsca na nogi (do mikrusów nie należę), pomocna załoga, dobra rozrywka na pokładzie (duży oraz czytelny ekran, duży wybór filmów oraz muzyki).

W Seulu trochę spalania czasu - mam 6,5h na przesiadkę. Tutaj nie jest to jednak problemem. Wybór sklepów ogromny. Jeśli to się komuś znudzi może skorzystać z darmowych wycieczek po mieście. Oczywiście darmowy prysznic, wi-fi, komputery, wygodne fotele do leżenia bądź spania. Nie dziwię się, że to lotnisko jest wybierane najlepszym portem lotniczym świata.

Ostatni odcinek z tego lotniczego maratonu to Seul - Nadi także na pokładzie Airbusa A330-300 KoreanAir. Niewiele pospałem, powoli daje znać jetlag. Ciekawostka - leciałem tym samym samolotem, który przywiózł mnie do Seulu kilka godzin wcześniej :).

No ok, ale rzecz w tym co na Fiji a nie jak mi się siedziało w samolocie.

Najpierw festiwal kolorów przy wschodzie słońca, to zdjęcie jest tylko poglądowe, było nieporównywalnie piękniej.

Już z lotu ptaka widać, że tutaj jest pięknie.


Potwierdzam: na powitanie na lotnisku gra muzyka oraz dostaje się wieniec z kwiatów lub girlandę.

Tutaj jest po sezonie, temperatury trochę niższe, czasem ponoć zdarza się deszcz. Jak dla mnie idealnie. Dziś chyba dużo ponad 30 stopni nie było, ostatnie krople deszczu spadły kilka dni temu. Pierwszy dzień to regeneracja po locie (Fiji Gold beer się do tego całkiem dobrze nadaje). Zamieszkałem w hotelu Aquarius Fiji.
Hotel mimo wszystko nie świeci pustkami. Wybrałem pokój z kilkoma łóżkami (w sumie w tej wersji to bardziej hostel niż hotel). Oprócz mnie w pokoju są jeszcze dwie Brytyjki. Dziewczyny skończyły studia i postanowiły przez 5 miesięcy podróżować. Zwiedziły już Tajlandię, Malezję, wschód Australii, Nową Zelandię i na ostatni tydzień podróży przyleciały na Fiji. Podoba mi się taka otwartość na świat i przygodę bardzo rzadka spotykana mimo wszystko w Polsce. W sumie tutaj takich ludzi jest więcej. Austriak rzucił robotę i przez ostatnie 4,5 miesiąca zwiedza świat - czyżby jakaś analogia? ;)

Wartą wspomnienia jest jeszcze lokalizacja hotelu: wychodzę i ... mam plażę. Do tego  rozwieszone pomiędzy palmami hamaki, basen dla leniwych. Jeśli raj wygląda jak Fiji to nie chcę do piekła :)
Na kolację lokalna grillowana ryba w sosie kokosowym - palce lizać.

Nie tylko dobrze wygląda ale i rewelacyjnie smakuje. 
Hotel od strony plaży 
Plaża w dzień...
i w złocie zachodzącego słońca.
I jeszcze kilka fotek z zachodu słońca.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz