Zabawna historia. Byłem dziś z dwoma holenderskimi kolegami na Taksim Square. Fajna okolica - w porównaniu z Sultanahmet, w której mieszkalem - taka bardziej nowoczesna.
Oczywiście nie byłbym sobą gdybym nie wymyślił sobie powrotu swoimi ścieżkami. :)
Idę jakąś boczną dróżką w kierunku mostu Ataturk'a, przede mną idzie jakiś młody koleś z całym oprzyrządowaniem do czyszczenia butów. No ok, każdy ma swój zawód. Idę tak za nim, nagle bum - wypadła mu szczotka. No to ja do niego po angielsku że coś zgubił. Gość załapał o co chodzi, podałem mu szczotkę i znowu idziemy. Po paru sekundach gość się odwraca i mówi że musi mi się odwdzięczyć i mi wyczyści buty, zrobi to za free bo jestem jego "friend" (chyba znienawidzę to słowo niedługo). Buty czyszczę sam, więc mój opór był dość mocny. W końcu jednak uległem gościowi, myślę - tam mu 3,5 lira (ok 7 zł) które mam w drobnych w kieszeni.
Chłopaczek niby czyści te buty - w międzyczasie do mnie zagaduje. Okazało się że jest z Ankary, w Stambule studiuje elektroinżynierię (żałuje że go nie zapytałem o jakieś podstawowe prawo). Powoli skończył z moimi butami i mi mówi że chce 8 lirów. Ja zgłupiałem i mówię:
Ja: Mogę dać Ci to co mam w drobnych.
Chłopaczek: Nie chcę metalowych, chcę papierowe, mam drobne aby Ci wydać.
Ja: Nie dam Ci nic, po za tym co mam w metalowych. Miało być za darmo
Chłopaczek: Chcę papierowe!
Ja: To nie dostaniesz nic.
Odwróciłem się na pięcie i odchodzę. Słyszę jednak że chłopak zmiękł i mówi że mogą być metalowe. Odpowiedziałem tylko że skoro wcześniej nie chciał to nic nie dostanie. Usłyszałem tylko soczyste: fuck you na pożegnanie ;)
Ale to nie koniec historii.
Przechodzę przez most zmierzając w kierunku akweduktu, widzę kolejny pucybut. Tym razem gość ok 50-60 lat. I co.... znowu wypadła szczotka. No to ja do gościa krzyczę że coś zgubił. Facet z wielkim bananem na twarzy wraca po szczotkę, uściska mi dłoń, nawet ja ucałował i przytknął do czoła (cokolwiek to oznacza) i mówi że jest mi wdzięczny (taaaaa, znam już tą waszą wdzięczność).
No nic, idziemy dalej, gość jakieś 50m przede mną. Za moment, zatrzymał się, rozstawił swój bucybutowy kram i woła że mi buty wyczyści. Tym razem już się nie dałem i odszedłem bez zbędnej wymiany "uprzejmości". Swoją drogą z kilku zdań, które zamieniłem z gościem wynikało że jest z... Ankary :)
Teraz pytanie do Was, czy to normalne aby pucybut chcąc złapać klienta na swoje usługi gubił swoje narzędzia pracy?
Tutaj przykładowe stoisko pucybuta - wersja lux ;)
Co ich tak wszystkich wzięło na tą Ankarę? Co to litość mieli tym wzbudzić?
OdpowiedzUsuń