2015.11.26 (czwartek)
W Chiang Mai spędziłem jeszcze 3/4 kolejnego dnia zanim wieczorem odleciałem na nocleg do Bangkoku. Po wczorajszym dość aktywnym dniu tym razem zdecydowałem się na coś bardziej leniwego: późne wstawanie, śniadanie na balkonie przy kawie i gazecie, niezbyt intensywny spacer po mieście.
W Chiang Mai spędziłem jeszcze 3/4 kolejnego dnia zanim wieczorem odleciałem na nocleg do Bangkoku. Po wczorajszym dość aktywnym dniu tym razem zdecydowałem się na coś bardziej leniwego: późne wstawanie, śniadanie na balkonie przy kawie i gazecie, niezbyt intensywny spacer po mieście.
Miasto sprawia wrażenia nastawionego mocno na turystów. Co rusz biura podróży, wypożyczalnie skuterów, restauracje pełne młodych mówiących po angielsku, niemiecku czy w jeszcze innym języku, hostele.
Miasto samo w sobie sporo oferuje. W obszarze starego miasta jest ok 40 świątyń, w całym mieście i najbliższej okolicy ok 300. Wszystkie złote, wszystkie ładne aczkolwiek to tylko świątynie w przeciwieństwie do Wat Phra That Doi Suthep, które jest jak dla mnie całym centrum kultu religijnego.
Jest "Nocny bazar" na którym można kupić dosłownie wszystko a przy okazji też rozkoszować się tutejszą kuchnią uliczną (o ile ktoś lubi tajskie jedzenie - je nie bardzo).
![]() |
Nie ma jak w upale napić się świeżego, chłodnego mleka kokosowego |
Sam lot bez historii. Start, drobny poczęstunek i po ok 1,5 godzinie lądowanie w Bangkoku. Tym razem ląduję na mniejszym z dwóch tutejszych lotnisk - Don Muang. Do centrum dostać się można na dwa sposoby: albo taksówką w cenie 600 albo 1000 THB (w zależności czy samochód osobowy czy van) bądź komunikacją publiczną za 30 THB (autobus linii A1 do stacji Mo Chit). O tym ostatnim sposobie panie z informacji turystycznej z pewną niechęcią poinformowały - cóż, nic na mnie nie zarobiły.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz